Ewa z niechęcią spojrzała na abstrakcyjny obraz wiszący na ścianie galerii. Nie rozumiała, co artysta chciał przez to wyrazić. Westchnęła i odwróciła się, by przejść dalej, gdy nagle wpadła na wysokiego mężczyznę.
— Przepraszam — powiedziała zmieszana.
Mężczyzna uśmiechnął się.
— Nic nie szkodzi. Też nie przepadam za tym obrazem.
Ewa uniosła brwi zaskoczona.
— Naprawdę? Myślałam, że tylko ja go nie rozumiem…
— Zdecydowanie nie jesteś sama. Jestem Zbyszek — przedstawił się, wyciągając dłoń.
— Ewa — uścisnęła jego rękę. — Więc co cię tu sprowadza, skoro nie przepadasz za sztuką nowoczesną?
— Lubię sztukę, ale wolę bardziej klasyczne style. Impresjonizm, realizm… A ty?
— Podobnie. Chociaż czasem lubię dać się zaskoczyć czymś nowym. Ale to — wskazała obraz za sobą — to dla mnie już przesada.
Zbyszek zaśmiał się.
— Rozumiem cię doskonale. To co, może przejdziemy się po galerii i poszukamy czegoś, co bardziej przypadnie nam do gustu? Chyba widziałem salę z malarstwem XIX—wiecznym…
Ewa z uśmiechem skinęła głową. Zaintrygował ją ten przystojny nieznajomy o podobnych upodobaniach.
Ruszyli razem w głąb galerii, wymieniając uwagi na temat mijanych dzieł. Okazało się, że oboje uwielbiają pejzaże i sceny rodzajowe. Ewa była pod wrażeniem erudycji Zbyszka, który potrafił ciekawie opowiadać o różnych artystach i nurtach.
— Studiowałeś historię sztuki? — zapytała w pewnym momencie.
— Nie, jestem architektem. Ale sztuka to moja pasja od dziecka. A ty? Wyglądasz jakbyś znała się na rzeczy.
Ewa poczuła, jak się rumieni.
— Skończyłam grafikę, pracuję w agencji reklamowej. Ale malarstwo to moje hobby, często chodzę do galerii i muzeów.
— To wspaniale! Nie znam wielu osób, które interesują się sztuką.
Zbyszek zatrzymał się przy niewielkim obrazie przedstawiającym młodą kobietę czytającą książkę w ogrodzie. Wpatrywał się w niego z zachwytem.
— Spójrz tylko na grę światła, na to jak artysta oddał fakturę materiału sukni… Uwielbiam takie kameralne, nastrojowe sceny. Od razu czuć tę sielankową atmosferę, spokój…
— Masz rację, to piękny obraz — przyznała Ewa, stając obok niego. — Aż chciałoby się tam znaleźć, usiąść pod tym drzewem z dobrą książką…
— Może kiedyś wybierzemy się razem do jakiegoś parku z książkami i kocami? — zaproponował niespodziewanie Zbyszek, odwracając się do niej. W jego oczach dostrzegła błysk.
Ewa poczuła motylki w brzuchu. Randka w plenerze z przystojnym znawcą sztuki? Brzmiało jak spełnienie marzeń.
— Bardzo chętnie — odpowiedziała, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. — To brzmi cudownie.
Zbyszek odwzajemnił jej uśmiech, wyraźnie zadowolony. Ruszyli dalej, ale teraz szli blisko siebie, co chwilę wymieniając spojrzenia i uśmiechy. Ewą zawładnęło radosne podniecenie. Kto by pomyślał, że zwykłe wyjście na wystawę przyniesie takie emocje?
Zwiedzali galerię jeszcze przez ponad godzinę, całkowicie pochłonięci rozmową i sobą nawzajem. Nawet nie zauważyli, że pozostali goście zaczęli się rozchodzić. W końcu pracownik obsługi uprzejmie dał im znać, że galeria będzie zamykana.
— Ojej, zupełnie straciliśmy poczucie czasu — powiedziała Ewa, gdy wyszli na zewnątrz. — Ale było warto, dawno tak dobrze się nie bawiłam.
— Ja też — przyznał Zbyszek, patrząc na nią ciepło. — Cieszę się, że na siebie wpadliśmy… To może zabrzmi szalenie, ale… Masz ochotę wyskoczyć gdzieś na kolację? Znam świetną knajpkę niedaleko, podają doskonałe spaghetti.
Ewa zawahała się tylko przez moment. Randka z dopiero co poznanym mężczyzną? Nie w jej stylu. Ale Zbyszek nie był przecież zupełnie obcy. Spędzili razem cudowne popołudnie, świetnie się dogadywali. A jego oczy… Nie mogła się oprzeć.
— Z przyjemnością — zgodziła się. — Uwielbiam włoskie jedzenie.
— Cudownie! To może po drodze opowiesz mi o swoich ulubionych artystach? Jestem bardzo ciekaw.
I ruszyli razem w ciepły letni wieczór, pogrążeni w ożywionej dyskusji. Ewa czuła, że to może być początek czegoś wyjątkowego. Kto by pomyślał, że zwykła wizyta w galerii sztuki odmieni jej życie? Ale najwyraźniej prawdziwa sztuka potrafi zdziałać cuda. A miłość jest przecież największą sztuką ze wszystkich…
***
Zbyszek i Ewa spędzili cudowny wieczór w przytulnej włoskiej restauracji. Rozmawiali i śmiali się nad parującymi talerzami spaghetti, dzieląc się historiami ze swojego życia i dyskutując o ulubionych dziełach sztuki. Okazało się, że mają ze sobą wiele wspólnego — podobne marzenia, wartości, poczucie humoru. Czas mijał niepostrzeżenie.
— Nie mogę uwierzyć, że jest już tak późno — powiedziała w końcu Ewa, zerkając na zegarek. — Chyba powinniśmy się zbierać, jutro czeka mnie ciężki dzień w pracy.
— Faktycznie, zupełnie straciliśmy poczucie czasu — przyznał Zbyszek. — Ale nie żałuję ani minuty. Dawno nie czułem się tak dobrze w czyimś towarzystwie.
Ewa poczuła ciepło na twarzy. Ona też była oczarowana nowo poznanym mężczyzną.
— Muszę przyznać, że to była najlepsza randka w moim życiu — wyznała nieśmiało. — Cieszę się, że cię poznałam, Zbyszku.
— Ja też się cieszę, Ewo. Bardzo.
Patrzył na nią z czułością, która ją onieśmielała i ekscytowała jednocześnie. Czy to możliwe, by zakochać się od pierwszego wejrzenia?
Zbyszek uparł się, by odprowadzić ją do domu. Szli przez nocne miasto, trzymając się za ręce i rozmawiając przyciszonymi głosami. Przy drzwiach jej bloku zatrzymali się, nie bardzo wiedząc, co dalej.
— Dziękuję za cudowny wieczór, Zbyszku — powiedziała w końcu Ewa. — Mam nadzieję, że to nie ostatni raz…
— Na pewno nie ostatni — zapewnił gorąco, ujmując jej dłoń. — Jesteś wyjątkowa, Ewo. Chciałbym cię lepiej poznać, spędzać z tobą więcej czasu… Jeśli tylko będziesz chciała…
— Bardzo chcę — wyszeptała, tonąc w jego pięknych oczach.
Zbyszek nachylił się i delikatnie musnął wargami jej policzek. Poczuła dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.
— Dobranoc, Ewo. Wyśpij się dobrze. Zadzwonię jutro.
— Będę czekać. Dobranoc, Zbyszku.
Uśmiechnęli się do siebie po raz ostatni i Ewa weszła do budynku. W windzie oparła się o ścianę i przymknęła oczy, czując zawrót głowy. Jej serce wciąż biło jak oszalałe. Randka jak z bajki, niczym sen, który nagle stał się jawą…
Wiedziała, że tej nocy będzie śnić o Zbyszku i magicznych chwilach, które razem przeżyli. O sztuce, która ich połączyła. I o uczuciu, które nieśmiało kiełkowało w jej sercu. Miała przeczucie, że to dopiero początek niezwykłej historii…
***
Następnego dnia Ewa obudziła się z uśmiechem na twarzy. Wspomnienia wczorajszego wieczoru wciąż rozgrzewały jej serce. Nie mogła się doczekać, aż znów usłyszy głos Zbyszka. Wierzyła, że to, co ich połączyło, jest wyjątkowe.
W pracy nie mogła się skupić, co chwilę zerkając na telefon w oczekiwaniu na wiadomość lub telefon. Koleżanki od razu zauważyły jej rozmarzenie.
— Coś się stało, Ewa? Wyglądasz jakoś inaczej dzisiaj — zagadnęła Marta z działu marketingu.
— Nic takiego… Po prostu miałam bardzo miły wieczór wczoraj — odpowiedziała wymijająco Ewa, starając się ukryć uśmiech.
— Oho, czyżby randka? No gadaj, kto to jest! Przystojny?
Ewa westchnęła. Wiedziała, że nie ma sensu ukrywać przed wścibską Martą.
— Poznałam go wczoraj w galerii sztuki. Ma na imię Zbyszek, jest architektem… I tak, jest bardzo przystojny — przyznała, rumieniąc się lekko.
— No proszę, nasza Ewunia wpadła po uszy! Trzymam kciuki, skarbie! Facet, który lubi sztukę to musi być niezła partia.
Rozmowę przerwał sygnał telefonu. Ewa zerknęła na wyświetlacz i jej serce zabiło mocniej. Zbyszek! Przeprosiła Martę i odebrała, odchodząc na bok.
— Hej, Ewa — usłyszała jego ciepły głos. — Wiem, że pewnie jesteś zajęta, ale nie mogłem się powstrzymać, by nie zadzwonić. Ciągle myślę o wczorajszym wieczorze…
— Ja też — przyznała, uśmiechając się do słuchawki. — To było cudowne.
— Posłuchaj, wiem że to może za szybko, ale… Masz może ochotę spotkać się dzisiaj po pracy? Tak bardzo chcę cię znowu zobaczyć.
Ewa nie wahała się ani chwili.
— Bardzo chętnie. O której kończysz pracę?
— Powinienem być wolny koło 17. Może spotkajmy się w parku przy fontannie? Tam gdzie rozmawialiśmy o impresjonistach?
— Idealnie. Będę czekać.
— Już nie mogę się doczekać. Do zobaczenia, Ewo.
— Do zobaczenia!
Rozłączyła się z szerokim uśmiechem na twarzy. Czuła radosne podniecenie na myśl o ponownym spotkaniu ze Zbyszkiem. Jednocześnie gdzieś w środku czuła obawy — czy to nie dzieje się za szybko? Ale przecież serce nie sługa…
Reszta dnia wlokła się niemiłosiernie, ale w końcu wybiła upragniona godzina. Ewa pospiesznie pożegnała się z koleżankami i ruszyła do parku, gdzie miała spotkać się ze Zbyszkiem. Serce biło jej mocno, gdy dostrzegła jego wysoką sylwetkę przy fontannie. Stał odwrócony tyłem, najwyraźniej podziwiając płynącą wodę.
Na dźwięk jej kroków odwrócił się i uśmiechnął promiennie. W dłoni trzymał pojedynczą czerwoną różę.
— Cześć, Ewa. Tęskniłem — powiedział miękko, wręczając jej kwiat.
— Ja za tobą też — przyznała, wdychając słodki zapach róży.
Zbyszek ujął jej dłoń i spojrzał głęboko w oczy.
— Wiem, że znamy się krótko, ale czuję, że to co jest między nami jest prawdziwe. Chcę dać temu szansę, Ewo. Chcę być z tobą, poznawać cię, dzielić z tobą życie. Jeśli tylko mi na to pozwolisz…
Ewa poczuła wzruszenie ściskające gardło. W oczach Zbyszka widziała szczerość i autentyczne uczucie.
— Ja też tego chcę — wyszeptała. — Przy tobie czuję się tak dobrze, tak szczęśliwa. Zróbmy to, dajmy sobie szansę.
Zbyszek przyciągnął ją do siebie i pocałował czule. Jego usta były miękkie i ciepłe, pełne obietnicy. Ewa poddała się tej chwili, czując, że właśnie spełniają się jej marzenia. Odnalazła swoją bratnią duszę, połączoną miłością do sztuki i do siebie nawzajem.
Gdy odsunęli się od siebie, Zbyszek z uśmiechem otarł łzę z jej policzka.
— Płacz, kochanie. To są łzy szczęścia — powiedział czule.
— Jestem taka wzruszona. Nigdy nie sądziłam, że znajdę kogoś takiego jak ty.
— A ja nie sądziłem, że wizyta na wystawie tak odmieni moje życie. Ale cieszę się, że tak się stało. Że cię spotkałem, Ewo.
Objął ją ramieniem i ruszyli na spacer alejkami parku. Słońce chyliło się ku zachodowi, nadając niebu różowo—złotą barwę.
— Wiesz, to miejsce przypomina mi ten obraz, który oglądaliśmy wczoraj w galerii. Ten z dziewczyną w ogrodzie — zauważyła Ewa.
— Masz rację, jest podobne. Może kiedyś namalujesz taki pejzaż? Z nami dwojgiem spacerującymi o zachodzie słońca?
— Chyba musiałabym sporo poćwiczyć, by oddać piękno tej chwili. I tego, co czuję patrząc na ciebie.
Zbyszek pocałował ją w skroń.
— Moja zdolna artystka. Wierzę, że byłby to obraz pełen miłości.
Spacerowali pogrążeni w rozmowie, snując plany na przyszłość. Marzyli o wspólnych podróżach śladami wielkich mistrzów, o leniwych popołudniach spędzonych w galeriach i muzeach. O życiu wypełnionym sztuką i uczuciem.
— Chciałbym cię kiedyś zabrać do Paryża — wyznał Zbyszek. — Pokazać ci wszystkie miejsca, które uwielbiam. Luwr, Musée d’Orsay, Montmartre z pracowniami artystów…
— To byłoby cudowne — roześmiała się Ewa. — Zawsze chciałam zobaczyć Paryż oczami zakochanej kobiety.
— A ja chcę go zobaczyć twoimi oczami, kochanie.
Zatrzymali się, by pocałować się raz jeszcze, nie zważając na przechodniów. Liczyła się tylko ta chwila, to uczucie, ta miłość rodząca się między nimi.
Wieczór minął im jak sen — na rozmowach, spacerze i czułych gestach. Nie mogli się sobą nacieszyć. Gdy w końcu Zbyszek odprowadził Ewę do domu, żadne z nich nie chciało się rozstawać.
— Wiem, że pewnie za wcześnie, by proponować ci nocowanie u mnie… Ale może wpadniesz jutro na śniadanie? — zaproponował nieśmiało.
Ewa uśmiechnęła się szeroko.
— Z przyjemnością. Przyniosę croissanty. Jak w Paryżu.
— Idealnie. Czekam z niecierpliwością — musnął wargami jej dłoń. — Dobranoc, najdroższa.
— Dobranoc, kochany.
Gdy zamknęły się za nią drzwi mieszkania, Ewa z piskiem radości rzuciła się na kanapę. Nie mogła wprost uwierzyć w swoje szczęście. Jeszcze kilka dni temu była singielką pogrążoną w rutynie, a teraz… Teraz miała u boku wspaniałego mężczyznę, który dzielił jej pasje i marzenia. Czuła, że to początek czegoś pięknego.
Usnęła z uśmiechem na twarzy, tuląc do siebie różę od Zbyszka. Wiedziała, że podjęła słuszną decyzję dając szansę rodzącemu się uczuciu. Miłość potrafi odmienić życie — a sztuka i wrażliwość tylko jej w tym pomagają.
***
Następny poranek przywitał Ewę słońcem i radosnym podekscytowaniem. Wyskoczyła z łóżka i nucąc pod nosem, zaczęła szykować się na śniadanie u Zbyszka. Starannie dobrała strój, lekką letnią sukienkę w kwiaty i sandałki. Upięła włosy, podkreśliła oczy, skropiła się perfumami. Chciała wyglądać olśniewająco.
Po drodze do mieszkania Zbyszka wstąpiła do ulubionej piekarni po obiecane croissanty. Ich cudowny zapach towarzyszył jej, gdy stukała do jego drzwi.
Zbyszek otworzył niemal natychmiast, jakby na nią czekał. Wyglądał niezwykle szykownie w dopasowanej koszuli i spodniach w kant. Uśmiechnął się na jej widok, obejmując ją spojrzeniem pełnym zachwytu.
— Dzień dobry, piękna. Wyglądasz cudnie — przywitał ją, całując w policzek.
— Dzień dobry, przystojniaku. Pachniesz zniewalająco — odpowiedziała, wdychając jego wodę toaletową.
— Mam nadzieję, że jesteś głodna. Przygotowałem dla nas małe co nieco — odsunął się, wpuszczając ją do środka.
Ewa weszła do przytulnego, urządzonego ze smakiem mieszkania. Od razu poczuła się jak u siebie. Na stole w salonie czekało już zastawione śniadanie — aromatyczna kawa, soki, owoce i apetycznie wyglądająca jajecznica.
— Wow, ale się postarałeś! Aż mi głupio, że przyniosłam tylko croissanty — zażartowała.
— Nie jest ważne co jesz, tylko z kim — mrugnął do niej łobuzersko Zbyszek. — Poza tym uwielbiam croissanty. Będą idealnym dopełnieniem.
Śmiejąc się, zasiedli do stołu. Wszystko smakowało wybornie, ale Ewa i tak najbardziej delektowała się towarzystwem Zbyszka. Tak łatwo i naturalnie się z nim rozmawiało, śmiało, żartowało. Czuła, że mogłaby spędzić w jego obecności resztę życia i nigdy się nie znudzić.
Po posiłku Zbyszek oprowadził ją po mieszkaniu, pokazując z dumą swoją kolekcję albumów o sztuce i reprodukcji ulubionych obrazów. Ewa była oczarowana — jego wiedza i pasja były imponujące. Godzinami dyskutowali o artystach, dziełach, nurtach, dzieląc się przemyśleniami i interpretacjami.
W pewnym momencie Zbyszek ujął jej twarz w dłonie i spojrzał głęboko w oczy. Jego wzrok wyrażał wszystko to, co kłębiło się w sercu Ewy.
— Chyba się w tobie zakochałem, Ewo — wyznał. — Jesteś wszystkim, o czym marzyłem. Piękna, mądra, wrażliwa… Nie wyobrażam już sobie życia bez ciebie.
Ewa poczuła, jak ogarnia ją fala wzruszenia i bezgranicznej radości.
— Ja też cię kocham, Zbyszku. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Chcę być z tobą, dzielić z tobą każdy dzień. Na dobre i na złe.
Pocałowali się długo i namiętnie, wkładając w ten pocałunek całą miłość i pragnienie. Gdy ich usta się rozłączyły, Zbyszek przytulił Ewę mocno do siebie.
— Dziękuję ci, że pojawiłaś się w moim życiu. Jesteś jak arcydzieło — najpiękniejsze i najcenniejsze. Obiecuję, że będę cię chronił i kochał zawsze.
— A ja obiecuję być przy tobie i wspierać cię w każdej chwili. Razem stworzymy naszą własną historię jak z obrazu.
I tak oto dwoje kochających sztukę ludzi odnalazło w sobie prawdziwe dzieło sztuki — wielką, czystą miłość, która odmieniła ich życie. Miłość, która zrodziła się wśród płócien i rzeźb, by trwać wiecznie w ich sercach i duszach. Bo czyż nie jest ona największym darem i sensem ludzkiej egzystencji?
***
Ewa i Zbyszek pobrali się jeszcze tego samego lata, w urokliwym zabytkowym kościółku. Pośród kwiatów, w promieniach słońca przysięgali sobie miłość i wierność aż po grób. Wiedzieli, że to co ich połączyło jest prawdziwe i niezniszczalne.
Wesele zorganizowali w ogrodzie, wśród zieleni i barwnych obrazów natury. Goście zgodnie twierdzili, że była to najpiękniejsza uroczystość, na jakiej byli — pełna radości, wzruszeń i artystycznych akcentów. Młoda para promieniała szczęściem.
Na swój miesiąc miodowy wybrali się oczywiście do Paryża. Spacerowali uliczkami Montmartre, całowali się nad Sekwaną, odkrywali uroki miasta zakochanych. Godzinami przesiadywali w galeriach i muzeach, dyskutując, podziwiając, inspirując się nawzajem.
— Chciałabym zatrzymać tę chwilę na zawsze. Czuję się taka spełniona, szczęśliwa — westchnęła Ewa, wtulając się w ramiona męża na tarasie z widokiem na oświetloną wieżę Eiffla.
— Ja mam to szczęście każdego dnia, od kiedy cię poznałem — odparł czule Zbyszek. — Jesteś miłością mojego życia, Ewo. Sensem mojego istnienia.
— A ty moim, Zbyszku. Razem możemy wszystko. Nasza miłość przeniesie góry.
I rzeczywiście — ich uczucie zdawało się nie mieć granic. Po powrocie z podróży poślubnej zamieszkali razem, tworząc swój mały raj wypełniony sztuką i wzajemną adoracją. Oboje realizowali się w swoich pasjach — Ewa rozwijała talent malarski, Zbyszek projektował i zdobywał uznanie w świecie architektury. Byli dla siebie podporą, inspiracją, bezpieczną przystanią.
Mijały lata wypełnione miłością, pracą i podróżami do najpiękniejszych zakątków świata. Galerię ich domu zdobiły obrazy Ewy przedstawiające wspólnie przeżyte chwile. Ona sama rozkwitała u boku kochającego męża niczym najpiękniejszy kwiat.
Gdy po kilku latach na świat przyszła ich córeczka Aniela, szczęście było już pełne. Mała dziewczynka odziedziczyła urodę po mamie i zamiłowanie do sztuki po obojgu rodziców. Zbyszek z dumą obserwował, jak jego ukochane dziewczyny tworzą razem, śmieją się, cieszą życiem.
— Jesteście moimi muzami — mawiał wzruszony. — Największymi dziełami sztuki w moim życiu.
I tak oto trwali razem, w miłości i harmonii, dzieląc każdy dzień i każde piękno tego świata. Bo czyż może być coś wspanialszego niż odnalezienie bratniej duszy, połączenie serc i losów na zawsze? To był ich sekret, ich bezcenny skarb.
Lata leciały, a oni wciąż patrzyli na siebie z tym samym zachwytem i uwielbieniem jak podczas pierwszego spotkania na wystawie. Ich uczucie dojrzewało niczym wino, nabierając głębi i szlachetności. Stali się dla siebie całym światem.
Gdy osiwiałe skronie pokryły siwizną, dłonie poznaczył czas, a kroki stały się wolniejsze, wciąż spacerowali razem po parkach i galeriach. Trzymając się za ręce, z uśmiechem wspominali swoje pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek, pierwszy obraz.
— Wiesz co jest w tym wszystkim najpiękniejsze? — zapytał kiedyś Zbyszek, obejmując czule żonę.
— Co takiego, kochanie?
— Że dane nam było przeżyć razem całe życie. Kochać się, tworzyć, doświadczać. Byłaś, jesteś i będziesz największym darem, jaki otrzymałem od losu.
— Tak samo jak ty dla mnie, Zbyszku — Ewa wzruszona pocałowała jego pomarszczoną dłoń. — Nasze życie było jak najpiękniejszy obraz. Pełne barw, emocji, niezwykłych chwil. I wciąż jest, bo nasza miłość trwa.
— Zawsze będzie trwać, ukochana. Zawsze.
Przytuleni, otoczeni sztuką i miłością, cieszyli się jesienią życia, wdzięczni za każdy wspólny dzień. Aż po ostatni oddech, aż po wieczność.
Bo nie ma nic potężniejszego niż prawdziwa, wielka miłość. Ta, która rodzi się w sercu, inspirowana pięknem i wrażliwością. Ta, która trwa i zwycięża wszystko. Taka jak uczucie, które połączyło Ewę i Zbyszka. Dowodem na to, że marzenia się spełniają, a sztuka i miłość potrafią czynić cuda. Że warto wierzyć, kochać, żyć pełnią.
Bo czyż nie na tym polega istota ludzkiego istnienia?
Dodaj komentarz