Ja, Janek Sobolewski, miłośnik barwnych koszul i kapeluszy z szerokim rondem, nigdy wcześniej nie przypuszczałem, że zwyczajna wycieczka na strych może zakończyć się wielką przygodą. To było w małym, pogodnym miasteczku Gryfice, gdzie czerwone dachówki świeciły się w słońcu jak czerwone jabłka na drzewie.
Moja przyjaciółka Ania, z którą dzieliłem pasję do antykwarycznych zbiorów, miała idealne wyczucie do starych rzeczy. Jedyne co przewyższało jej zamiłowanie do antyków, to jej talent kulinarny, specjalnie jeśli chodzi o pieczenie drożdżówek z jabłkami. Tego dnia przyjechała do mnie z pomysłem, by posprzątać strych mojego dziadka.
— Janek, pomyślałem, że to będzie świetny sposób na spędzenie soboty! Poza tym, kto wie co tam znajdziemy – powiedziała Ania z uśmiechem od ucha do ucha.
Nie musiała mnie dwa razy prosić. Tak oto znaleźliśmy się, brodząc po kolana w kartonach i starociach.
Był to stary dom mojej rodziny, malowniczo położony na skraju lasu. Można by pomyśleć, że każdy kąt tego domu skrywa jakiś sekret. Stary strych miał magię przyciągania – przyciągał kurze kłąby i… niespodzianki. Wśród nich natrafiliśmy na starą metalową skrzynkę – zardzewiałą i pełną tajemnic.
— Zobacz Ania, co tu mamy! — wołałem, podnosząc skrzynkę.
Ania zerknęła przez ramię, zaciekawiona. Właśnie kiedy otwierałem skrzynkę, wpadła do środka struga słońca oświetlająca coś, co wyglądało na starą listę. Była żółta od czasu i nosiła ślady wielokrotnego zginania.
— Lista marzeń? Lista zakupów? – żartowała Ania.
Po przeczytaniu pierwszych kilku punktów stało się jasne, że lista była czymś więcej niż zakupowym notatnikiem. Była pełna życzeń – od „śnieżnej randki pod gwiazdami w Zakopanem” po „zatańczyć tango w Buenos Aires”. Lista z pewnością należała do głęboko zakochanej pary, z wielkimi marzeniami.
— Myślisz, że jeszcze ich można znaleźć? – spytałem, dotknięty historią niewyraźnych serc skrytych w tych słowach.
— Janek, musimy spróbować! Co, jeśli nigdy nie spełnili tych marzeń? – Ania była już gotowa do działania, to było widać w jej oczach.
Tak oto rozpoczęła się nasza przygoda. Lista prowadziła nas przez Polskę i dalej po Europie. To była podróż nie tylko w poszukiwaniu tajemniczej pary zakochanych, coraz bardziej czuliśmy, że to za sprawą tej listy oddychamy pełną piersią życiem.
— Pamiętasz ten punkt o pływaniu z delfinami? W Maladze jest idealne miejsce! – ekscytowała się Ania podczas jednej z naszych podróżnych rozmów.
Każde miejsce z listy było jak otwarcie nowego rozdziału książki naszego życia. Z każdym kolejnym spełnionym życzeniem zaginionej pary czuliśmy się bliżej siebie. Coś zmieniało się między nami.
Podróże uczą ludzi patrzeć na siebie nawzajem inaczej niż w codziennym życiu. Po kilku miesiącach, sprawnie splecione przez nas doświadczenia sprawiły, że zarówno ja jak i Ania odkryliśmy w sobie uczucia, których wcześniej nie podejrzewaliśmy.
— Janek, zdajesz sobie sprawę, że właśnie tańczymy tango w Buenos Aires? My też spełniliśmy to marzenie! – mówiła Ania jednego wieczoru podczas naszej podróży.
Z czasem lista stała się naszym wspólnym marzeniem. Ostatecznie odnaleźliśmy parę właścicieli listy w malutkiej kawiarni we Francji. Byli starsi niż na zdjęciach, które znaleźliśmy w skrzynce, ale ich serca były tak samo młode.
— Dziękujemy wam bardzo za zwrócenie nam tej listy — mówił starszy pan, ocierając łzę ze wzruszenia.
— Jest pięknie widzieć, jak spełniacie te wszystkie życzenia — dodała jego żona, przytulając go mocno.
W drodze powrotnej pomyślałem o wszystkim co przeżyliśmy. Dzięki liście odnaleźliśmy nie tylko tajemniczą parę zakochanych, ale i miłość między sobą.
Dodaj komentarz