— No i utknęliśmy tu razem — westchnęła dziewczyna, strzepując krople deszczu z rudych loków. — Chyba nieprędko przestanie padać.
— Taaa, wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazani — mruknął ponuro mężczyzna, patrząc spode łba. Wcisnął ręce głębiej w kieszenie skórzanej kurtki.
Stali pod wąskim zadaszeniem, ledwo mieszcząc się oboje. Ulewa zaskoczyła ich nagle podczas spaceru w parku. Teraz strumienie wody spływały z nieba, zamieniając alejki w rwące potoki. Gałęzie drzew uginały się pod ciężarem ulewy.
— Jestem Lena — przedstawiła się dziewczyna, wyciągając rękę na powitanie. — Skoro i tak tu utknęliśmy, to równie dobrze możemy się poznać, nie?
Mężczyzna zerknął na jej dłoń, jakby to była jadowita kobra. W końcu niechętnie uścisnął jej rękę.
— Adam.
Lena uniosła brwi, czekając na ciąg dalszy, ale najwyraźniej na więcej się nie zanosiło. Nie zrażona, ciągnęła pogodnie:
— No to Adam, co cię sprowadza do parku w taki piękny, deszczowy dzień, hm? Przyszedłeś podziwiać widoki tonące w ulewie?
Posłała mu psotny uśmiech, ale Adam tylko prychnął, odwracając wzrok.
— Nie twój interes — burknął.
— Ojej, jaki ty rozmowny! Uważaj, bo jeszcze się przegadasz — zachichotała Lena. — Wiesz, skoro utknęliśmy tu razem, to równie dobrze możemy jakoś zabić czas. No dalej, opowiedz coś o sobie! Czym się zajmujesz? Masz jakieś hobby? Ulubiony kolor, potrawa, znak zodiaku?
Zasypała go gradem pytań, podczas gdy on patrzył na nią z mieszaniną irytacji i zdumienia. Chyba rzadko spotykał tak bezpośrednie i gadatliwe osoby.
— Daj mi spokój, okej? — warknął w końcu. — Nie mam ochoty na pogaduszki.
— Ojej, jaki gbur! — Lena wydęła usta w udawanej urażonej minie. — A ja chciałam być miła i umilić nam czas. Ale okej, niech ci będzie. Możemy po prostu stać i patrzeć, jak ten deszcz pada i pada, i pada…
Zamilkła, wpatrując się w strugi wody. Przez chwilę słychać było tylko szum ulewy. W końcu Lena nie wytrzymała.
— Rany, ale nuda! Mam wrażenie, że zaraz oszaleję! Nie wierzę, że naprawdę wolisz tak stać w ciszy. No dalej, pogadajmy o czymś! Przysięgam, że nie gryzę. No chyba, że mnie ładnie poprosisz.
Puściła mu oczko, na co Adam przewrócił oczami. Ale kącik jego ust lekko drgnął.
— Jesteś niemożliwa — mruknął.
— Wiem, to mój urok osobisty — wyszczerzyła się Lena. — No to jak będzie, pogadamy trochę? Obiecuję, że nie będę wypytywać o żadne mroczne sekrety z przeszłości. Chyba, że sam zechcesz się nimi podzielić oczywiście.
Adam westchnął z rezygnacją.
— No dobra, niech ci będzie. Ale ostrzegam, nie jestem zbyt wylewny.
— Jakoś to przeżyję — Lena machnęła ręką. — To od czego by tu zacząć… O, wiem! Opowiedz mi jakąś zabawną historię z dzieciństwa. Na pewno masz coś w zanadrzu.
Adam zastanowił się przez chwilę.
— Kiedyś jako dzieciak wlazłem na drzewo, żeby zaimponować koledze. No i utknąłem, nie mogłem zejść. Darłem się wniebogłosy, aż w końcu moja mama musiała wezwać straż pożarną, żeby mnie ściągnęli.
Lena parsknęła śmiechem.
— Niezłe! Wyobrażam sobie minę twojej mamy. A co na to kolega?
— Śmiał się ze mnie przez tydzień — mruknął ponuro Adam, ale w jego oczach błysnęły iskierki rozbawienia. — A ty? Nie masz żadnej kompromitującej historii?
— Ja? Skąd! — Lena zrobiła niewinną minę. — Chociaż… Może ta jedna, kiedy jako mała dziewczynka postanowiłam zostać księżniczką. Ubrałam się w tiulową firankę, koronę z papieru i chodziłam tak po osiedlu, machając do wszystkich i każąc mówić do siebie „Wasza Wysokość”.
Adam parsknął, wyobrażając sobie tę scenę.
— I co na to sąsiedzi?
— Jedni się śmiali, drudzy dziwnie patrzyli. Ale ja byłam nieugięta! Dopóki mama siłą nie zaciągnęła mnie do domu. Ech, marzenia…
Pokręciła głową z rozbawieniem. Deszcz powoli zaczynał słabnąć, krople uderzały o daszek coraz ciszej. Lena i Adam nawet nie zauważyli, pochłonięci rozmową. Opowiadali sobie coraz to nowe historie i anegdotki, śmiejąc się i przekomarzając.
— Wiesz co — odezwała się w pewnym momencie Lena. — Chyba cię nie doceniłam. Wcale nie jesteś taki ponury i małomówny, na jakiego wyglądasz.
— Dzięki, chyba — mruknął Adam, ale uśmiechnął się lekko. — Ty za to jesteś dokładnie tak gadatliwa i irytująca, na jaką wyglądasz.
— Ej! — Lena pacnęła go żartobliwie w ramię. — Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że mnie lubisz.
— Broń Boże — prychnął Adam, ale jego oczy błyszczały rozbawieniem.
Deszcz w końcu ustał, zza chmur nieśmiało wyjrzało słońce. Lena i Adam wyszli spod daszku, z zaskoczeniem odkrywając, że spędzili tam razem prawie dwie godziny. Czas zleciał im zupełnie niepostrzeżenie.
— No, chyba pora się pożegnać — odezwała się Lena, zerkając na Adama. — Miło było cię poznać, nawet jeśli okoliczności były dość… nietypowe.
— Taaa, dzięki za umilenie czasu — mruknął Adam, drapiąc się po karku. Wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale się wahał.
— Hej, a może… — zaczęła Lena, zagryzając wargę. — Może masz ochotę wyskoczyć na kawę? Tak na rozgrzewkę po tym deszczu? Znam świetną knajpkę niedaleko.
Adam spojrzał na nią zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się lekko.
— A co mi tam. Czemu nie. Prowadź.
Ruszyli razem alejką, wymijając kałuże. Lena opowiadała o czymś z ożywieniem, gestykulując, a Adam słuchał, wtrącając od czasu do czasu jakiś komentarz. Oboje czuli, że to może być początek czegoś wyjątkowego.
Knajpka, do której zaprowadziła ich Lena, okazała się przytulnym miejscem z aromatyczną kawą i przepysznymi ciastkami. Usiedli przy stoliku w rogu, kontynuując rozmowę. Lena dowiedziała się, że Adam jest architektem, uwielbia podróże i ma słabość do kotów. Adam z kolei poznał artystyczną duszę Leny, jej zamiłowanie do fotografii i marzenie, by kiedyś zobaczyć zorzę polarną.
Nim się obejrzeli, minęły kolejne dwie godziny. Kelnerka zaczęła posyłać im poirytowane spojrzenia, więc w końcu niechętnie wstali od stolika.
— Chyba naprawdę czas się pożegnać — westchnęła Lena, zerkając na zegarek. — Ale wiesz co… Może zostawisz mi swój numer? Moglibyśmy kiedyś powtórzyć tę kawę.
Posłała mu nieśmiały uśmiech. Adam przez chwilę patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, aż w końcu sięgnął po jej telefon.
— Jasne. Czemu nie.
Wpisał swój numer, oddał jej komórkę. Ich palce zetknęły się na moment, wywołując dreszcz. Lena odchrząknęła, chowając telefon do kieszeni.
— No to… Do zobaczenia wkrótce?
— Taa. Do zobaczenia.
Uśmiechnęli się do siebie na pożegnanie i ruszyli w przeciwnych kierunkach. Ale oboje czuli, że jeszcze się spotkają. I że będzie to początek czegoś niezwykłego.
W kolejnych tygodniach wymieniali setki wiadomości i rozmawiali godzinami przez telefon. Spotykali się na kawach, spacerach, wspólnych wypadach za miasto. Z każdym dniem odkrywali, jak wiele ich łączy i jak dobrze się razem bawią. Aż w końcu nadszedł ten moment – pierwszy pocałunek w świetle latarni, od którego wszystko nabrało tempa. Zaczęli spędzać ze sobą każdą wolną chwilę, ciesząc się swoim towarzystwem i odkrywając coraz głębsze uczucie.
Pewnego wieczoru, gdy siedzieli przytuleni na ławce w parku, Lena oparła głowę na ramieniu Adama i powiedziała cicho:
— Wiesz, nigdy nie wierzyłam w przeznaczenie czy miłość od pierwszego wejrzenia. Ale gdy tak utknęliśmy razem pod tym daszkiem… Coś jakby kliknęło. Jakbyśmy byli sobie pisani.
Adam uśmiechnął się, całując ją w czoło.
— Chyba masz rację. Kto by pomyślał, że zwykła ulewa może odmienić czyjeś życie, hm?
— Najwyraźniej deszcz to nasz sprzymierzeniec — zachichotała Lena. — Może powinniśmy mu podziękować, że nas tak skutecznie zeswatał?
— Następnym razem jak będzie padać, wyjdę na środek chodnika i krzyknę „dzięki, deszczu!”. Co ty na to?
— Tylko jeśli zrobisz to razem ze mną — wyszczerzyła się Lena. — Chcę zobaczyć miny przechodniów!
Śmiejąc się, pocałowali się czule. Ich historia stała się miejską legendą wśród znajomych – o parze, którą połączyła ulewa i przygoda pod wąskim daszkiem. Lena i Adam nie mogli nie chichotać za każdym razem, gdy ktoś prosił, by opowiedzieli jak się poznali.
Mijały miesiące i lata. Deszczowa przygoda przerodziła się w głębokie, trwałe uczucie. Zamieszkali razem, dzieląc małe mieszkanko wypełnione śmiechem, miłością i wspomnieniami. Pewnego dnia Adam oświadczył się Lenie podczas spaceru w deszczu – w tym samym parku, gdzie kiedyś się poznali. Lena rozpłakała się ze szczęścia, krzycząc „tak!” i rzucając mu się w ramiona.
Pobrali się w słoneczny dzień w otoczeniu przyjaciół i rodziny. Ale tuż po ceremonii, gdy wyszli z kościoła jako mąż i żona, nagle lunął deszcz. Lena i Adam spojrzeli po sobie i parsknęli śmiechem.
— Spójrz, deszcz przyszedł nam pogratulować! — zawołała Lena, okręcając się w strugach ulewy w swojej białej sukni.
— I życzyć szczęścia na nowej drodze życia! — dorzucił Adam, chwytając ją w ramiona i całując namiętnie.
Goście patrzyli na nich ze zdumieniem, ale oni nie zwracali na to uwagi. Tańczyli i śmiali się w deszczu, świętując swoją miłość, która narodziła się właśnie podczas ulewy.
Lata leciały, przynosząc nowe przygody, wyzwania i radości. Lena i Adam stworzyli piękną rodzinę, doczekali się gromadki wnucząt. Ale zawsze, gdy padał deszcz, wymieniali porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechy. I czasem, gdy nikt nie widział, wymykali się na spacer w ulewie, by powspominać tamten dzień, od którego wszystko się zaczęło.
Ich miłość przetrwała próbę czasu, wciąż silna i głęboka jak pierwszego dnia. Nawet gdy posiwiały im włosy, a zmarszczki pokryły twarze, wciąż patrzyli na siebie z tym samym uczuciem i iskierkami w oczach.
Aż przyszedł ten dzień – ich pięćdziesiąta rocznica ślubu. Dzieci i wnuki zorganizowały huczne przyjęcie, ale Lena i Adam wymknęli się po cichu, zostawiając gości. Ruszyli do parku, trzymając się za ręce jak para nastolatków.
Gdy dotarli do pamiętnego daszku, zatrzymali się, patrząc na siebie wzruszeni. Tyle lat minęło, a to miejsce wciąż przywoływało tak żywe wspomnienia.
— Kto by pomyślał, że ta ulewa odmieni nasze życia — wyszeptała Lena, dotykając czule policzka męża.
— Najlepsze, co mnie w życiu spotkało — odparł Adam, całując jej dłoń. — Dziękuję ci, deszczu, za najwspanialszy dar.
Jakby w odpowiedzi, z nieba zaczęły spadać pierwsze krople. Lena i Adam roześmiali się, wystawiając twarze ku niebu.
— Pamiętasz, co kiedyś obiecaliśmy? — spytała Lena z błyskiem w oku.
Adam skinął głową i chwycił jej dłoń. Razem wyszli spod daszku prosto w ulewę, nie zważając na przemoczone ubrania.
— Dziękujemy ci, deszczu! — krzyknęli unisono, śmiejąc się jak para dzieciaków.
I tak stali objęci, mokrzy do suchej nitki, wspominając wszystkie cudowne chwile, które przeżyli razem. Każdy pocałunek w deszczu, każdy spacer w ulewie, każdą rozmowę przy gorącej herbacie, gdy krople bębniły o parapet.
Ich miłość była jak ten deszcz – raz gwałtowna i porywająca, raz kojąca i błoga. Towarzyszyła im przez całe życie, odświeżając uczucia i rodząc je na nowo.
W końcu deszcz ustał, a Lena i Adam ruszyli w drogę powrotną, zostawiając za sobą mokre ślady. Przed nimi czekała rodzina i kolejne lata pełne miłości i radości. I choć nie wiedzieli, ile im jeszcze zostało, byli pewni jednego – że każdą chwilę przeżyją razem, ciesząc się swoim towarzystwem aż po kres.
Bo czasem jedna ulewa wystarczy, by odmienić życie. By w przypadkowej osobie znaleźć bratnią duszę. By pokochać raz a na zawsze.
Dodaj komentarz